Pozegnanie z Marokiem


Na koniec podrozy po tym kraju , dotarlismy do miejsca, ktore towarzyszylo nam kazdego dnia w tym miesiacu - pod brame Palacu Krolewskiego w Fezie, ktora to znajduje sie na okladce przewodnika Lonely Planet.

Od jutra Europa, no prawie... bo dopiero Melilla (Melilla jest hiszpanska posiadloscia nad Morzem Srodziemnym w polnocnej Afryce).

Z drogi, bo osiol jedzie!

Fez (nadal)

Dzis udalismy sie na zwiedzanie mediny (starej czesci miasta) w Fezie. Jest to najwiekszy na swiecie obszar wylaczony dla samochodow. Ludzie radza sobie, jqk moga i przewoza towary na osiolkach, mulach i innych koniach. Czesto wprowadza to spore zamieszanie wsrod turystow, ktorych jest tutaj multum. Nic dziwnego, medine w Fezie, jako pierwsza z posrod Marokanskich perelek wpisano na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO.

Fez szczyci sie uniwersytetem, starszym niz Cambridge i Oxford. Jest tutaj rowniez wiele waznych dla muzulmanow meczetow, do ktorych jednak innowiercom (czyli i nam) wchodzic nie wolno. W tym lezy problem. Do bazyliki sw. Piotra wejsc moze kazdy bez znaczenia dla jego pochodzenia i przekonan (nawet Marylin Manson i Doda). Cywilizacja Islamu jest bardziej zamknieta i wiele naszym zdanim na tym traci. A czesto ma ona do nas (Chrzescijan, lub poprostu Europejczykow) pretensje, ze nie pozwalamy im budowac minaretow u siebie. Tymczasem koscioly katolickie w Maroku sa tak, ukryte, ze my chcac pojsc na msze w Meknes prawie jeden ominelismy. A mielismy go dokladnie zaznaczonego na mapie. Niski budynek bez krzyza ukryty byl za blaszanym plotem, o wysokosci 2 metrow.

Na zwolnieniu

Meknes - Fes

Okazuje sie, ze i niestrudzonych podroznikow (to my ;) czasem tez dopada choroba. Tym razem jej ofiara padl Adam. Szczescie w nieszczesciu, ze tylko katar i bol gardla. Dobrze, ze w Maroku nie ma malarii.

Dzis prezentujemy galerie zdjec z Meknes. Zapraszamy do jej obejrzenia (pod poprzednim postem)!

Pociagiem do Meknes

Casablanca - Meknes

Marokanskie koleje sa naprawde super! Nasz pociag relacji Casablanca - Meknes, pomimo tego, ze stal przez pol godziny poza stacja (o awarii poinformowaly i przeprosily glosniki), przyjechal do stacji docelowej na czas. Ponadto sklady sa klimatyzowane (wg Adasia nawet do przesady wyklimatyzowane), bardzo wygodne w srodku i eleganckie na zewnatrz. Polskie syfiaste dworce nie moga czyscic butow tym marokanskim (o ile dworce moga czyscic buty??? ;). Koleje marokanskie przez wydawnictwo Lonely Planet okreslone za najlepsze w Afryce... i slusznie!

Obecnie popijamy herbatki w Meknes. Zwiedzamy kolejny z rzedu souk, wydajac kolejne dirhamy (Adas zostal miejscowym dresiarzem, na szyi Kasi zawisla nowa chustka). W miedzy czasie odwiedzilismy muzeum tradycyjnego rzemiosla berberyjskiego. Czas plynie wolno i leniwie.

Meknes to miasto wazne w historii Maroka. Jest to jedno z tzw. miast imperialnych (obok Marakeszu, Fezu i Rabatu). Wiekszosc turystow trafia do bardziej okazalego sasiedniego Fezu (my trafimy tam jutro). Dzieki temu Meknes pozostaje bardziej naturalny. Miasto nie jest scena w teatrze tylko dla turystow. Czlowiek obcy (taki jak my) nie czuje sie pepkiem swiata. Moze on usiasc i popatrzec, jak zycie toczy sie swoim torem.

P.S.I Zdjecia wrzucimy nastepnym razem bo nie mamy zaufania do tutejszego komputera.
P.S.II Kasia teskni za kiblami* Kolei Mazowieckich na trasie W-wa - Zalesie Gorne.

*kible - potoczne okreslenie na stare skladow KM

W afrykanskiej metropolii

Essaouira - Casablanca

Od wczoraj wieczorem jestesmy w Casablance. Przyjechalismy tu na krotko - jutro z samego rana juz wyjezdzamy i dlatego tez dzisiejszy dzien spedzilismy barrdzo intensywnie.

Casablanca to najwieksze miasto w Maroku, mieszka tu ponad 3,8 mln ludzi (w porownaniu w Rabacie, stolicy panstwa, tylko 1,7 mln). Casablanca jest pelna sprzecznosci. Z jednej strony dobre samochody i luksusowe apartamenty, z drugiej natomiast zebracy na ulicach i dzielnice nedzy na przedmiesciach.

Zwiedzanie Casablanki zaczelismy od prawdziwego hitu - meczetu Hasana II. Jest trzecim, pod wzgledem wielkosci meczetem na swiecie (po Mekce i Medynie), moze pomiescic 25 000 wiernych. Natomiast minaret (wieza, z ktorej spiewa muezin) jest najwyzszy na swiecie (210 m). Tym samym jest to tez najwyzsza budowla w Maroku.

Meczet zrobil na nas niesamowite wrazenie. Wykonany z najdrowszych materialow i najnowszych technologii, symbol potegi islamu. Meczet high - tech, jak go okreslil nasz przewodnik (automatycznie otwierany dach, podgrzewana podloga, zabezpieczenia w razie trzesienia ziemi). Kiedy podziwialam, wraz z grupa turystow, te wszystkie wspalosci, jedno pytanie klebilo mi sie w glowie: czy to bylo naprawde potrzebne? Czy tych 500 milionow dolarow nie mozna bylo przeznaczyc na inny cel - chocby na budowe nowych osiedli dla najbiedniejszych mieszkancow?

Niektorzy mowia, ze w Casablance, oprocz meczetu Hasana II, nie ma nic do zwiedzania. To nieprawda. W centrum miasta znajduje sie wiele budowli w stylu art-deco, zbudowanych jeszcze przez Francuzow w latach 20 ubieglego wieku. Popatrzcie sami...












Na plazy fajnie jest!

Marakesz - Essaouira

Znow zawitalismy nad ocean. Tym razem celem naszej podrozy byla Essaouira, dosc sporej wielkosci miejscowosc portowa, polozona na zachod od Marakeszu. Wszystkie napotkane przez nas osoby bardzo ja nam polecaly, wiec umieslisimy Essaouire na trasie naszej podrozy.

No i nas nie zawiodla. Jak tylko wysiedlismy z autobusu, przywital nas zapach ryb - cos czego tak bardzo nam brakowalo w Agadirze. Essaouira tez nie zapowiadala sie architektonicznie super. Okolice dworca to zwykle kanciaste budynki i szerokie ulice. Wystarzy jednak wejsc (bo wjechac nie mozna)by do mediny by znalesc sie w innym swiecie. Poczulismy sie jak w jakims starym nadmorskim greckim lub francuskim miasteczku. Jedyna roznica to ludzie w arabskich strojach i najglosniejsze wolanie muezina, jakie kiedykolwiek slyszelismy.
Od razu po zostawieniu plecakow w hotelu pobieglismy do portu, by zjesc swieze ryby. Zrobilismy to bardziej z obowiazku niz ze szczerej checi - bynajmniej nie jestesmy rybofilami. Natomiast dla wielbicieli frutti di mare jest tu prawdziwy raj. Najpierw wybiera sie jeszcze pelzajace skorupiaki (i temu podobne), by zaraz potem trafily na grill.

Miasteczko jest naprawde urokliwe co zobaczycie wkrotce na zdjeciach (nie dzis, bo lacze nie daje rady). W swoim czasie (lata 60.) byla to przystan dla hipisow, a bywal tu sam Jimi Hendrix. Obecnie Essaouira staje sie coraz bardziej popularna turystycznie i prozno szukac tutaj luzu z tamtych lat. Jednak pejzaze, ciekawy uklad architektoniczny i piaszczysta plaza sprawiaja, ze wciaz warto tu przyjechac.

My tez bedziemy polecac Essaourie.










Obledny Marakesz

Marakesz (od bazaru do bazaru)

Po napisaniu wczorajszego posta udalismy sie prosto na arabski souk (czyli po turecku na bazar)... i wciagnelo to nas jak ogladanie Brzyduli, albo innego Tanca z gwiazdami.

Stracilismy poczucie czasu, ale nie pieniadze (0:1 dla nas). Przebieralismy torby, chustki, bransoletki, kolczyki i targowalismy sie, doprowadzajac tym samym sprzedajacych do bialej goraczki. Nic nie kupilismy, ale juz znamy zakres cen i wiemy czego chcemy. Dla Araba nie ma nic lepszego niz niepewny i zdezorientowany bialy klient.

Kilka dodatkowych rad, jak byscie znalezli sie na souku w Kairze lub innym Stambule:
1. ustalcie co chcecie i ile mozecie przeznaczyc kasy,
2. zastanowcie sie czy ta rzecz przyda sie do czegokolwiek lub czy ucieszy kogos komu kupujecie prezent (bazary pelne sa blyskotek ktore ladnie wygladaja tu, ale niekoniecznie w polskiej kuchni lub szafie),
3. nigdy nie przyznawajcie sie ze jestescie tu po raz pierwszy,
4. rozejrzyjcie sie dobrze i porownajcie ceny,
5. badzcie pewni siebie (i swojej ceny) az do przesady,
6. piec razy obejrzyjcie towar z kazdej strony (jak Kasia, ktora szuka dziur w chustkach pod swiatlo przez 34 minuty)

OK, ciekawe czy my dzis sie zastosujemy do powyzszych rad - zaraz ruszamy KUPOWAC.

Co do obledu wspomnianego w tytule. Rozpoczyna sie on na glownym placu (Djemmma el-Fna) po zmierzchu. Jest to prawdziwe przedstawienie: wystepuja tancerze, aktorzy, czarodzieje, akrobaci itp. Mozna tez wylowic butelke coca-coli albo zagrac w mini-golfa. Wszystko w rytmie oszalamiajacej muzyki. Istne szalenstwo!

Z gorskich dolin w waskie uliczki

Mhamid - Ouarzazate - Boumalne de Dades - Ait Ibrirne - Tinerhir - Marakesz

Uff, ale goraco... Wreszcie powialo Afryka!! Niby na kontynencie afrykanskim jestesmy juz od dwoch tygodni, ale dopiero w Marakeszu zrobilo sie naprawde upalnie (temeperatura w cieniu dochodzi do 30°).

No dobra, ale dzisiejszy post nie mial byc o pogodzie, wiec juz pisze, co ostatnio sie u nas dzialo. A dzialo sie, ze hej! Z pustyni pojechalismy w gory, dokladniej w Doline Dades w Atlasie Wysokim (miejscowosc Ait Ibrirne). Tam spotkalismy sie ze znajomymi geomorfologami, ktorzy w tym czasie prowadzili w dolinie badania terenowe. Troche im oczywiscie pomoglismy, m.in. noszac kamienie, ktore oni potem mierzyli :) Co cztery rece, to nie dwie.

Podziwialismy tez zapierajace dech w piersiach widoki (w Marakeszu rowniez zapiera w piersiach, ale to z powodu smogu a nie krajobrazu). Wyobrazcie sobie: rzeka Dades gleboko wcina sie w nagie skaly, ktorych kolor zmienia sie w zaleznosci od pory dnia od brazowego do czerwonego. Ludzkie siedziby wyrastaja tu wprost ze stromych stokow. W szerokich dolinach zielenia sie pola uprawne (pszenica) i drzewa owocowe. Ale i tak najbardziej zapamietam osniezone szczyty Altasu Wysokiego. Tym razem wiedziane tylko zza autobusowej szyby. Przyjade tu jednak ponownie i sprobuje sie na nie wspiac. Daleko mi do Elizy Orzeszkowej w opisywaniu przyrody, ale to tak mniej wiecej wygladalo :)

Ostatniego dnia pobytu w gorach wybralismy sie w wawoz Todra. Miejsce to nie zrobilo na nas specjalnego wrazenia i wracalismy stamtad bardziej zdegustowani niz oczarowani. Owszem piekne widoki, ale to wszystko jakies zaniedbane i zniszczone przez turystow.

Przepraszam bardzo, ale musze juz konczyc, bo wlasnie muezin wzywa mnie na zakupy. Ahoj!

Inny świat - Marakesz

Po błogich dniach spędzonych w górach i wąwozach przyszedł czas na rzeczywistą stolicę Maroka (ta nazwa pochodzi własnie od tego miasta).
Wszystko jest tutaj inne niż w dotychczas odwiedzonych miejscach: dziwczyny nie noszą chust (noszą za to obcisłe jeansy lub mini), są szerokie ulice i światła, jest Zara, BigMac, KFC i 30 stopni w cieniu. Jest tez wi-fi i dzieki temu mogę opublikowac tego krotkiego posta. Jutro cos wiecej i zdjecia z Dades i Todry.

Sahara zdobyta

Taroudannt - Zagora - Mhamid

Kasia zasypia w k@fejce, wiec bedzie krotko...
W ostatnich dniach bawilismy w oazie Mhamid, polozonej na granicy Sahary (i Algierii :). Jeszcze mamy piach w zebach.
Akurat w tych dniach w Mhamid odbywal sie festiwal muzyki nomadow, ale my zaszylismy sie na biwaku posrod wydm (6 km. od samej wioski). Nic nas ponoc nie minelo, bo festiwal okazal sie niewypalem (tak relacjonuja inni turysci).
A my w kolei przysluchiwalismy sie muzyce granej przez naszego gospodarza Ibrahima, rozbijalismy sie po pustyni kamelami i cieszylismy towarzystwem dziwnych ludzi (jakas kanadyjska sekta i podstarzaly indo-hipiso-jogin z kolezanka). Bylo git!
Teraz jestesmy w Ouarzazat i jutro ruszamy do kanionu Dades.

Dieta podrozniczki

Dzisiejszy post zainteresuje pewnie wiele dziewczyn. Jak zachowac zgrabna i smukla sylwetke podczas podrozy w Afryce? Otoz, musze przyznac, nie jest to latwe zadanie.
Przede wszystkim dieta jest malo urozmaicona. Spozywa sie duzo miesa, do ktorego podawana jest kasza albo biale pieczywo. Nie wolno tez jesc warzyw z cienka skorka - m.in. pomodorow i salaty (z obawy przed zatruciem, o ktore w cieplym klimacie nie tak trudno). Poza tym kusza pyszne ciasta i ciasteczka, polane lukrem i posypane wiorkami kokosowymi.
Ja jestem twarda i tak latwo sie nie poddam zbednym kilogramom. Postepuje zgodnie z zasada - MZ (mniej... jesc :)
Trzymajcie za mnie kciuki!
Z najnowszych informacji - jutro przenosimy sie do Uarzazat, by pojutrze zawitac nad Sahara.
Zapraszam tez do ogladania galerii.

Wreszcie prawdziwe Maroko

Agadir - Taroudannt

Siema! Dzis wyladowalismy w Taroudannt. Miasteczko nazywane jest malym Marakeszem, ale to okreslenie dosc niesprawiedliwe. Taroudannt to miejsce wyjatkowe: otoczone wysokim murem, z pieknym widokiem na osniezony Atlas i interesujacym bazarem.
Podroz z Agadiru zajela nam tylko 2 godziny, a jechalismy tzw. taxi collective (stary mercedes z 7 osobami na pokladzie). Miasto slynie ze swojego opornego charakteru - dlugo opieralo sie Francuzom. Dlatego tez nie zbudowali tutaj ville nouvelle. Zostalo wiec arabsko i juz. I pieknie.

Twarza do Slonca

Wbrew temu, co napisalismy wczoraj, postanowilismy troche odpoczac i zostac w Agadirze na jeden dzien dluzej. Do Taroudanntu jedziemy jutro.
Pogoda dzisiaj dopisala, wiec duzo spacerowalismy po miescie i nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego, ogladalismy barwne wystawy sklepowe i podziwialismy piekne widoki. Jakiez to wspaniale uczucie: znow jestesmy w Afryce!! Jeszcze nie moge w to uwierzyc. Czas sie przyzwyczaic (w tym do arabskiej klawiatury:).
Ustalismy tez plan podrozy na nastepne dni: Taroudannt, M'Hamid, wawoz Dadès, Marrakesh, Casablanca, Meknes, Fez i Melilla. Jesli po drodze nic sie nie wydarzy, na swieta powinnismy byc w Hiszpanii.

Zrzucamy kurtki i czapki!

Londyn - Agadir




Wczoraj szczesliwie wyladowalismy w Agadirze (Maroko). Ryanair okazal sie porzadna linia lotnicza (lot z Londynu 150 zl/os :). Slyszelismy duzo zlego o tym przewozniku, ale nic sie nie potwierdzilo.
W Maroku panuje teraz wiosna, jest cieplo, zielono i odurzajaco pachnie kwiatami. Jak milo bylo opuscic zimny, pochmurny i... DROGI Londyn.
Agadir nie przypomina ani troche typowego arabskiego miasta (z waskimi ulicami i minaretami). W latach 60. zostal dokumentnie zniszczony w wyniku trzesienia ziemi i zbudowany na nowo (na europejska modle).
Dzisiejszy dzien spedzilismy na odpoczynku i jedzeniu. Podobnie jak setki innych turystow. Samo miasto nas nie powalilo i jutro wyruszamy do Taroudant u podnoza Atlasu (gdzie miejmy nadzieje biale kobiety nie opalaja sie topless :)

Couch surfing mistrz!

Wlasnie sie zbieramy na drugi dzien zwiedzania Londynu. Dzis spalismy u Matteo, Wlocha, ktory tutaj robi doktorat z neurobioliogii. Wczoraj spedzilismy wieczor na rozmowach o podrozach, imigrantach, pubach itp. Matteo udostpenil nam nawet swoje lozko, a sam spal na kanapie.
p.s. Dzis piekne slonce od rana - jest szansa, ze ten dzien bedzie cieplejszy :)

1:0 dla zimy

Warszawa - Londyn


Naszym pierwszym przystankiem na trasie poszukiwania ciepła jest Londyn. Niestety, jest tu tylko odrobinę cieplej niż w Wawie. Póki co przywitaliśmy się z królową, sprawdziliśmy czas na Benie, zachwyciliśmy się parlamentem. Czekamy na pierwszy nocleg z couchsurfingu. Mamy nadzieję, że będzie fajnie.

Pierwszy

Pierwszy post jest zawsze najtrudniejszy... bo nigdy nie ma dość czasu przed rozpoczęciem podróży. Zawsze coś wypadnie, a to roaming, a to zapalenie gardła, a to pomylony rachunek, książki oddać do biblioteki, a to kupić kolejne bilety lotnicze, a to coś... ech. O podróży napiszemy już z trasy! Tymczasem wczujcie się w cieplejszy klimat: